Może nie odkryję ameryki, ale nasz ukochany polski duet (tj. spec od marketingu + dystrybutor) znowu starają się znaleźć lepszy tytuł dla filmu.
Chyba to dla nich wprost niedorzeczne by film miałby się nazywać po prostu Aloha... ;)
Tu akurat tragedii nie ma. W końcu "aloha" to słowo powitalne charakterystyczne wyłącznie dla Hawajów. Tytuł więc zmieniony, ale nie zmasakrowany jak przy okazji "Wirującego Seksu" czy "Szklanej pułapki".
Według mnie nie było potrzeby dodawania polskiej wersji tytułu, bo chyba każdy wie, co znaczy "aloha".
Już nawet nie chodzi o to, że każdy wie, co to słowo oznacza, ale tak samo Amerykanie, którzy nazwali ten film, nie mają słowa Aloha w swoim słowniku.
Aloha to powitanie używane na hawajach.
Hawaje to USA.
połącz to i zastanów się nad tym: "tak samo Amerykanie, którzy nazwali ten film, nie mają słowa Aloha w swoim słowniku"
spytaj kilku 50-60 latków z kalisza, skierniewic czy tarnowa co znaczy aloha.
To sprawdzisz to twoje "każdy wie"
Masz rację. Z perspektywy czasu uważam że chyba miałem gorszy dzień i się czepiałem...
Temat rzeka, ile osób tyle opinii ;)
Pewnie tego nie wiesz, ale prawa autorskie obejmują także sam tytuł. Dystrybutor musiałby słono zapłacić za prawo do używania oryginalnego tytułu, a umówmy się, że to nie jest kasowa produkcja, przy której mogłoby się to opłacić :) W takim przypadku trzeba wymyślić własny tytuł, więc serio ten nasz naprawdę nie jest zły.
A ilu ludzi którzy nie korzystają z internetu wie co to znaczy aloha? np. przeciętny pracownik stoczni w wieku 55 lat albo 62 letnia kobieta z opola? Myślisz że dla nich tytuł aloha jest oczywisty?
Bo zdajesz sobie sprawe że tytuł ma przyciągnąć ludzi którzy przede wszystkim nie korzystają z internetu i nie mają okazji poznać filmu? Tytuł nie jest po to żeby się tobie podobał. Nie jest dla 20-latków którzy przed obejrzeniem filmu wchodząw internet czytają recenzje i oglądają trailer.