Dwa filmy o walce politycznej w parlamencie, w celu uchwalenia prawa znoszącego niewolnictwo: amerykański "Lincoln" i angielski "Głos wolności". Równocześnie dwa spojrzenia na politykę: Lincoln zrealizował swoje szlachetne cele za pomocą podstępu, szantażu, przekupstwa i groźby, William B. - walcząc z otwartą przyłbicą, w oparciu o siłę moralną swoich argumentów.
Piękny film!
Temat niby ten sam, ale nie o to samo chodziło. Mowa o dwóch kwestiach: handlu niewolnikami i ich transporcie oraz o wolności osobistej. Brytyjczycy po przegranej wojnie z Amerykanami pozostawali właścicielami plantacji tylko na niektórych wyspach karaibskich, jednocześnie mając kolonie (z których czerpali zyski bez uciekania się do niewolenia) w czwartej części świata. W tej sytuacji nie było tak trudno namówić tę niewielką liczbę właścicieli plantacji i statków niewolniczych do zaprzestania handlu i przewozu niewolników i zajęcia się inną intratną działalnością. W dodatku i Stany Zjednoczone, i Francja zdążyły już (niespodzianka!) potępić i zdelegalizować handel niewolnikami...
Z Amerykanami sytuacja wyglądała zupełnie inaczej: niewolnictwo stanowiło podstawę gospodarki połowy kraju, a jego zniesienie zapowiadało - co się oczywiście sprawdziło - wojnę domową. Dziwisz się, że moralna siła argumentów w tym przypadku była niewystarczająca?
Ale film jest piękny! Zresztą nie tylko film - po raz pierwszy zauważyłam, jak urodziwy jest Ioan Gruffudd :-)
Poprawka nie o zniesienie niewolnictwa a zniesienie handlu niewolnikami. Niewolnictwo zniesiono dopiero potem.
Amazing grace dużo lepsze. Tak na marginesie-Lincoln wcale nie był za całkowitym zniesieniem niewolnictwa. Powiedział nawet, że gdyby mógł wygrać wojnę secesyjna nie uwalniając niewolników -zrobiłby to. Ich wsparcie podczas walk było mu po prostu niezbędne. To sprawia, że inaczej postrzega się tę postać -raczej jako sprytnego polityka niż humaniste.