i jestem oczarowana (i zakochana w samym Chaplinie, te loczki!). Coogan niesprzecznie miał ogromny talent, ale i tak wszystkie sceny kradł główny aktor, reżyser i producent.
Gagi są już klasykami - kilka pewnie było pierwowzorami dla tych z Toma i Jerry'ego, które mam już tak wbite w pamięć, że nigdy się ich nie pozbędę, ale jest też dramat: najpierw matki, która nie ma się gdzie podziać z niemowlęciem i decyduje się je porzucić, potem trampa, walczącego, by nie odebrano mu chłopca, którego pokochał jak własnego syna.
Myślę, że będę wielokrotnie wracać do tej perełki - to niesamowite, że prawie po stu latach tak wspaniale się ją ogląda.