Duża część ludzi już na samym początku filmu popełnia pewien błąd. Uznaje Lestera za bohatera pozytywnego, ponieważ jest on narratorem i przedstawia się go w kontraście do żony (uosabiającej szarość życia codziennego). Prawda jest jednak inna.
"American Beauty" mówi nam o tym, że nigdy nie należy popadać w skrajności. Że w życiu powinno się szukać złotego środka (tak jak Arystoteles powiedział). Zarówno Carolyn jak i Lester są bohaterami negatywnymi.
Ona symbolizuje pułapkę rutyny. Wyznawane przez nią wartości sprowadzają człowieka do poziomu trybiku w maszynie. Wyrzeczenie się własnych celów i ambicji dla dobra społeczeństwa - taka jest jej postawa. Politycznie Carolyn reprezentuje wszelkiej maści totalitaryzmy (faszyzm, komunizm itd.).
On natomiast jest drugą z naszych skrajności. W filmie widzimy jak odrzuca reguły ustalone przez społeczeństwo. Zaczyna palić marihuanę, zamierza zdradzić żonę - krótko mówiąc, postępuje zgodnie z zasadą "na złość mamie odmrożę sobie ręce". Lester reprezentuję współczesną liberałów obyczajowych i "postępowców". Odrzuca normy społeczne i zaczyna nowe życie nie licząc się z najbliższymi.
Ani postawa Carolyn ani Lestera nie przyniesie szczęścia w życiu. Człowiek powinien równoważyć samorealizację i życie po swojemu z normami społecznymi naszej cywilizacji (które nie powstały przez przypadek w jeden dzień). Film w swej wymowie jest bardzo konserwatywny (na 99% efekt niezamierzony). Promuje zarówno wolność jednostki do działania (pod warunkiem, że działanie to nie szkodzi innym) jak i wartości tradycyjne. Aż trudno uwierzyć, że taki film powstał w Hollywood (!) i został obsypany Oscarami (!!!)