"Ofiary wojny" Briana De Palmy należą do tych filmów, które nie pokazują wojny jako miejsca efektownych walk i bohaterskich czynów - ale jako arenę tragedii i ludzkich krzywd. Główny bohater
"Ofiary wojny" Briana De Palmy należą do tych filmów, które nie pokazują wojny jako miejsca efektownych walk i bohaterskich czynów - ale jako arenę tragedii i ludzkich krzywd. Główny bohater filmu, szeregowy Eriksson (Michael J. Fox, tym razem w bardzo poważnej roli), trafia do oddziału sierżanta Meserve'a (Sean Penn). Niejako po części w ramach wendety za śmierć najlepszego druha sierżant postanawia porwać i zgwałcić młodą wietnamską dziewczynę (Thuy Thu Le). W zbiorowym gwałcie uczestniczą wszyscy członkowie oddziału - oprócz Erikssona. Ten próbuje pomóc ofierze, ale nie potrafi się zdecydowanie przeciwstawić kolegom. W końcu dziewczyna ginie, ale Eriksson nie może się pogodzić z tym, by winowajcy nie ponieśli kary. Eriksson to taki typ postaci jak główny bohater "Plutonu", "Na Zachodzie bez zmian" czy nawet "Władcy much". Przeciętny chłopak, trochę może z duszą romantyka, idealisty, od reszty odróżniający się tym, że nawet na wojnie nie chce wyzbyć się swoich zasad moralnych - i potrafi odróżnić dobro od zła. Niestety, nikt poza nim tych zasad nie zamierza się trzymać. Michael J. Fox dość dobrze wcielił się w swoją rolę, jest wiarygodny jako Eriksson i nie kojarzy się już z beztroskim nastolatkiem z "Powrotu do przyszłości". Najlepszym aktorem w filmie jest jednak Sean Penn w roli bezwzględnego i okrutnego sierżanta. Widziałem go niedawno w "Rzece tajemnic" i aż nie mogłem uwierzyć, że to ten sam aktor. Tak znakomicie potrafił wcielić się w dwie tak różne od siebie postaci. I o to chodzi! "Ofiary wojny" oprócz dobrego aktorstwa ma też niezłe zdjęcia i znakomitą muzykę Ennio Morricone z motywem przewodnim przywodzącym nieco na myśl słynny utwór "Adagio for Strings" Samuela Barbera wykorzystany w "Plutonie". To kolejny po "Nietykalnych" soundtrack kompozytora do filmu De Palmy i równie udany jak poprzedni. Sam film jest mocny i wstrząsający, a bestialstwo, z jakim żołnierze (zwyczajni ludzie, przeciętni Amerykanie, na co dzień zapewne uczciwie zarabiający na chleb, nie jacyś przestępcy z zakładu karnego) potraktowali niewinną dziewczynę, przeraża. Niestety to nie filmowa fikcja, bowiem film oparto na motywach książki Daniela Langa, a ta, jak przynajmniej wynika z napisów na końcu filmu, opowiadała o autentycznych wydarzeniach. Podobnych zresztą wciąż jest niemało na świecie. Wystarczy włączyć telewizor, by w kolejnej relacji - gdzieś z Iraku czy innego miejsca konfliktu, w który zaangażowali się Amerykanie - usłyszeć o podobnej historii. Widać ani ten film, ani inne antywojenne obrazy, niczego Amerykanów nie nauczyły. Szkoda.